Cz.8
~ Co się stało? ~
~ Co się stało? ~
N: Czyli jednak mnie pan profesor lubi?-Zapytała a miny pozostałych lekarzy pozostały nie wzruszone bo dobrze znali zagrania Falkowicza i naiwność Niny, dla której wystarczył uśmiech.
F: Do że się do pani uśmiecham nie znaczy że panią lubię, właśnie sobie wyobrażałem że stoi pani w płomieniach.-Nina z bordowiała i wyszła a Falkowicz usiadł za biurkiem.-Adam.-Cisza.-Adam!-Cisza.-Adam do jasnej cholery!!!-Adam podskoczył i wyjął słuchawki z uszu.-Gdzie jest Wiktoria?-Zapytał a po sali przeszły szepty.Adam zrobił dziwną zakłopotaną minę. -Cisza! Nie są państwo w przedszkolu ani w trzeciej klasie! Żeby tak plotkować! Wszyscy którzy się odezwali proszę wstać!-Wstali wszyscy prócz Agaty która przyszła do lekarskiego na mocną kawę.-Adam.-Oddał głos Adamowi.
Ad: Głupie pytanie-Zdenerwowany wyszedł z lekarskiego. Falkowicz spojrzał na wściekłą Agatę.
F: Pani Agato.-Powiedział zastanawiając się co się stało.
Ag: Wiktorii dla pana nie było, nie ma i nie będzie. Za bardzo ją pan zawiódł.-Falkowicz spojrzał dziwnie na Agatę.-Proszę więcej nie nasyłać Kingi na Wiktorię. Ona panu zaufała a pan..-Wściekła zabrała kawę i wyszła z lekarskiego Falkowicz posiedział jeszcze chwilę i sam wyszedł. Poszedł do gabinetu w którym czekała na niego Kinga Walczyk z ojcem.
F: Co się tu dzieje?!-Zapytał i zamkną drzwi na klucz, po czym usiadł za biurkiem.
O: Panie profesorze. Proponuje panu małżeństwo z moją córką. W zamian dostanie pan realizacje leku.
K: Co ty na to kochanie.Już ta ruda ździra nam nie przeszkodzi bo za pół godziny ma samolot do Hiszpanii.
F: Na jakim lotnisku?-Zapytał spokojnie odgarniając kosmyk włosów Kingi za ucho.
K: Okęcie... - Falkowicz w 5 sekund znalazł się przy biurku chwycił kluczyki i pojechał oczekując cudu.
Jechał z ogromną prędkością. Mijał wszystkich, wszystko.
F: Wiki...-Myślał jak mógłby ją zatrzymać...-Telefon!-Wziął telefon i zaczął dzwonić.-Abonent czasowo nie dostępny..-Małpował głos w słuchawce. -Teraz jak mnie złapią to pójdę siedzieć.-Pomyślał i nacisnął gaz.
-Jeszcze 10 minut...-Pomyślał ale usłyszał huk,hałas i zobaczył odlatujący samolot.Stanął, pierwszy raz w życiu się zakochał i to nie szczęśliwie.-Rolę się odwróciły.-Pomyślał bo to on przyciągał kobiety jak metal magnes a nie na odwrót. Stał na środku drogi gotów zginąć by ją odzyskać lecz co by mu było z tego jakby zginął a ją odzyskał?! Nic! Był wściekły głowę opar o kierownice i próbował wyłączyć myśli. Auta drobiły za nim a on dopiero po kilku minutach zjechał na parking.-Wiki..-Pomyślał i wybrał jej numer.
W: Halo-Powiedziała wściekle.-Ja już nie zmienię decyzji więc jeśli chcesz to mnie zostaw. A jeśli chcesz to niszcz mnie od podstaw nasyłając na mnie panienki.-Płakała. Był już pewny płakała.
F: Nikogo nie wysyłałem...Ja jej nie kocham...Nie potrafię Wiktoria...
W: Ci, których najtrudniej kochać najbardziej potrzebują naszej miłości...
F: Ja nic nie zrobiłem...Proszę wybacz...-Błagał Consalide. -Wiktoria..-Rozłączyła się a on wziął dwa porządne wdechy i ruszył już wolniej w stronę szpitala gdzie powinien być Adam. Z którym dało się wypić.
Koło szpitala był już po 45 minutach.-Adam ! - Krzyknął do Adama i skierowali się do gabinetu.
Adam usiadł na krześle na przeciwko i patrzał przez okno, za szybą były piękne pielęgniarki.
Ad: Chodź życie jest krótkie, chwilami potrafi być piękne..-Powiedział patrząc na nogi pielęgniarek a Falkowicz zasłonił okno dając mu znak że ma skupić się na problemie Falkowicza.-Jak szukasz kogoś,kto zawsze powie ci prawdę dokładnie, dosadnie to poważnie ziom spójrz na mnie.
F: Tsaaa.-Powiedział wyciągając z szafki trunek.
Ad: Choćby odeszła od Ciebie dziewczyna to jeszcze nie mogiła z czasem się zapomina miłość jest jak dzwon zwyczajnie się urywa wytrzyma przyjaźń bo zwyczajnie jest prawdziwa.
F: Ty powiedziałeś coś mądrego.
Ad: Ale Consalide stracić ?! Ogłupiałeś ja bym żadnej kobitki do zabawy przez rok nie wynajął dla niej..
F: Czar prysł.-Powiedział mając na myśli mądrość Krajewskiego.
Tymczasem u Wiki...
W: Może i jestem samotna ale przynajmniej nie ląduje w ramionach pierwszego lepszego dupka.
Ag: Na reszcie..-Pomyślała Agata po 2 godzinnej debacie między nią a Wiktorią przez skype na temat ,,Samotność VS Związek'' - Ludzie którzy naprawdę będą chcieli być w twoim życiu zrobią wszystko żeby być.-Powiedziała poważnie i spojrzała na laptopa i znów dostrzegła łzy w oczach Consalidy.
W: Chciałam być silna...Nie udało mi się przepraszam...- Rozpłakała się na nowo.
Ag: Wikuś... Nie zniechęcaj się jednym upadkiem... Za dużo możesz stracić..
W: Agata trudno jest mi odbudować coś czego już praktycznie nie ma! On mnie zostawił i jeszcze nie odważył się sam mi tego powiedzieć tylko wysłał jakąś panienkę. Którą uważałam za mądrą a dziś za głupią. Co prawda to prawda nie znałam jej ale przecież zawsze w pracy się starała wypaść jak najlepiej ale poddała się Falkowiczowi...Ja też jestem głupia... Ale przecież on ją zostawi jak mnie..
Ag: Pozory mylą a ludzie zawodzą. A on cie zawiódł ale jest na świecie tyle ludzi...Tyle facetów.
Masz Blankę, mamę, mnie, Adama, Przemka. Dziś powiedział mi że zedrze mu ten fałszywy uśmiech. Masz prawdziwych przyjaciół i rodzinkę. A on to pyłek na dmuchawcu którego pełno na tym świecie.
Jeżeli szczęście nie idzie do ciebie długo to znaczy że jest duże i idzie małymi krokami.
W: Koniec tego- Powiedziała otarła łzy i uśmiechnęła się.
Część zwykła i krótka... Długo przeciągałam i w ogóle. Ale macie. Przepraszam,za wszystko przepraszam.
F: Pani Agato.-Powiedział zastanawiając się co się stało.
Ag: Wiktorii dla pana nie było, nie ma i nie będzie. Za bardzo ją pan zawiódł.-Falkowicz spojrzał dziwnie na Agatę.-Proszę więcej nie nasyłać Kingi na Wiktorię. Ona panu zaufała a pan..-Wściekła zabrała kawę i wyszła z lekarskiego Falkowicz posiedział jeszcze chwilę i sam wyszedł. Poszedł do gabinetu w którym czekała na niego Kinga Walczyk z ojcem.
F: Co się tu dzieje?!-Zapytał i zamkną drzwi na klucz, po czym usiadł za biurkiem.
O: Panie profesorze. Proponuje panu małżeństwo z moją córką. W zamian dostanie pan realizacje leku.
K: Co ty na to kochanie.Już ta ruda ździra nam nie przeszkodzi bo za pół godziny ma samolot do Hiszpanii.
F: Na jakim lotnisku?-Zapytał spokojnie odgarniając kosmyk włosów Kingi za ucho.
K: Okęcie... - Falkowicz w 5 sekund znalazł się przy biurku chwycił kluczyki i pojechał oczekując cudu.
Jechał z ogromną prędkością. Mijał wszystkich, wszystko.
F: Wiki...-Myślał jak mógłby ją zatrzymać...-Telefon!-Wziął telefon i zaczął dzwonić.-Abonent czasowo nie dostępny..-Małpował głos w słuchawce. -Teraz jak mnie złapią to pójdę siedzieć.-Pomyślał i nacisnął gaz.
-Jeszcze 10 minut...-Pomyślał ale usłyszał huk,hałas i zobaczył odlatujący samolot.Stanął, pierwszy raz w życiu się zakochał i to nie szczęśliwie.-Rolę się odwróciły.-Pomyślał bo to on przyciągał kobiety jak metal magnes a nie na odwrót. Stał na środku drogi gotów zginąć by ją odzyskać lecz co by mu było z tego jakby zginął a ją odzyskał?! Nic! Był wściekły głowę opar o kierownice i próbował wyłączyć myśli. Auta drobiły za nim a on dopiero po kilku minutach zjechał na parking.-Wiki..-Pomyślał i wybrał jej numer.
W: Halo-Powiedziała wściekle.-Ja już nie zmienię decyzji więc jeśli chcesz to mnie zostaw. A jeśli chcesz to niszcz mnie od podstaw nasyłając na mnie panienki.-Płakała. Był już pewny płakała.
F: Nikogo nie wysyłałem...Ja jej nie kocham...Nie potrafię Wiktoria...
W: Ci, których najtrudniej kochać najbardziej potrzebują naszej miłości...
F: Ja nic nie zrobiłem...Proszę wybacz...-Błagał Consalide. -Wiktoria..-Rozłączyła się a on wziął dwa porządne wdechy i ruszył już wolniej w stronę szpitala gdzie powinien być Adam. Z którym dało się wypić.
Koło szpitala był już po 45 minutach.-Adam ! - Krzyknął do Adama i skierowali się do gabinetu.
Adam usiadł na krześle na przeciwko i patrzał przez okno, za szybą były piękne pielęgniarki.
Ad: Chodź życie jest krótkie, chwilami potrafi być piękne..-Powiedział patrząc na nogi pielęgniarek a Falkowicz zasłonił okno dając mu znak że ma skupić się na problemie Falkowicza.-Jak szukasz kogoś,kto zawsze powie ci prawdę dokładnie, dosadnie to poważnie ziom spójrz na mnie.
F: Tsaaa.-Powiedział wyciągając z szafki trunek.
Ad: Choćby odeszła od Ciebie dziewczyna to jeszcze nie mogiła z czasem się zapomina miłość jest jak dzwon zwyczajnie się urywa wytrzyma przyjaźń bo zwyczajnie jest prawdziwa.
F: Ty powiedziałeś coś mądrego.
Ad: Ale Consalide stracić ?! Ogłupiałeś ja bym żadnej kobitki do zabawy przez rok nie wynajął dla niej..
F: Czar prysł.-Powiedział mając na myśli mądrość Krajewskiego.
Tymczasem u Wiki...
W: Może i jestem samotna ale przynajmniej nie ląduje w ramionach pierwszego lepszego dupka.
Ag: Na reszcie..-Pomyślała Agata po 2 godzinnej debacie między nią a Wiktorią przez skype na temat ,,Samotność VS Związek'' - Ludzie którzy naprawdę będą chcieli być w twoim życiu zrobią wszystko żeby być.-Powiedziała poważnie i spojrzała na laptopa i znów dostrzegła łzy w oczach Consalidy.
W: Chciałam być silna...Nie udało mi się przepraszam...- Rozpłakała się na nowo.
Ag: Wikuś... Nie zniechęcaj się jednym upadkiem... Za dużo możesz stracić..
W: Agata trudno jest mi odbudować coś czego już praktycznie nie ma! On mnie zostawił i jeszcze nie odważył się sam mi tego powiedzieć tylko wysłał jakąś panienkę. Którą uważałam za mądrą a dziś za głupią. Co prawda to prawda nie znałam jej ale przecież zawsze w pracy się starała wypaść jak najlepiej ale poddała się Falkowiczowi...Ja też jestem głupia... Ale przecież on ją zostawi jak mnie..
Ag: Pozory mylą a ludzie zawodzą. A on cie zawiódł ale jest na świecie tyle ludzi...Tyle facetów.
Masz Blankę, mamę, mnie, Adama, Przemka. Dziś powiedział mi że zedrze mu ten fałszywy uśmiech. Masz prawdziwych przyjaciół i rodzinkę. A on to pyłek na dmuchawcu którego pełno na tym świecie.
Jeżeli szczęście nie idzie do ciebie długo to znaczy że jest duże i idzie małymi krokami.
W: Koniec tego- Powiedziała otarła łzy i uśmiechnęła się.