czwartek, 31 lipca 2014

Opowiadanie cz.12

                                                                              Cz.12 
                                                           ~Ja się nie smucę. Ja dumam ~

Dzień jak dzień. Tylko różniła go od pozostałych burza. Tak burza. Której panicznie bała się Wiktoria. Co prawda nie była to brontofobia ale jej początki. - Jeszcze dwa dni takiej pogody a zwariuje. - Powiedziała Consalida przykrywając się kocem.
Ad: O Wiktoria  - Usiadł obok niej - Słyszałem wczoraj że burza ma ogromną siłę rażenia.
W: Cicho.
B: Mówią jeszcze że ciągnie do wody, prądu... Ostatnio w wiadomościach pokazywali kobietę ok.27 lat. Siedziała w  domu piorun uderzył obok i z nie wiadomo jakich przyczyn zginęła. - Przysiad się Borys.
W: Przestańcie ja wcale nie boje się burzy. - Zaprzeczyła poważnie.
B: To dlaczego siedzisz tu pod kocem ?
W: Bo mi  zimno.
B: No więc chodźmy po paczymy z dworu.
W: Na co ? - Zapytała udając że nie wie o co chodzi.
Ad: Na burze. - Powiedział.- Przecież chyba się nie boisz..a widok jest nie zapomniany- podpuszczał.
W: Chodź.- Wstała szybko i wyszła na dwór. Stanęła chwilę po czym wróciła do środka. - Pasuje?
Ad: Tak- Pokręcił głową a Wiktoria włączyła telewizor leciał akurat doktor House.*
W: Agata idziesz?- Zapytała internistkę po czym  kobieta przyszła do nich kobieta z miską popcornu.
Ag: Weź to przełącz...- Prosiła patrząc błagalnie. -  To takie...
Ad: Oj weź nie rycz.- Zaśmiał się Adam a Wiki spojrzała na zaszklone oczy Woźnickiej..
Ag: Włączcie lepiej.. coś nie smutnego.. - Wiki zaśmiała się i przełączyła kanał.
P: Horror !! - Do lekarzy dosiadł się Zapała.
Ag: Super.- Pokręciła głową sztucznie się uśmiechając.
Wszyscy, oprócz Wiktorii zachowywali się poważnie tuszując jakiekolwiek emocje lecz ona w każdym momencie w którym ktoś ginął zwijała się ze... śmiechu.
Ag: Z tobą wszystko okey ? - Zapytała Agata po filmie.
W: Najlepszym porządku.
Ad: Nie jestem pewien.. - Powiedział oglądając się za siebie i pilnując by nikt za nim nie stanął.
P: Ktoś  tu się boi.- Stanął koło Adama Przemek.
B: Nie masz czego Przemek . - Powiedział z bezczelnym uśmiechem Przemek.
Ad: Spokojnie Przemusiu nie ma tutaj demonów.- Powiedział śmiejąc się  a Wiktoria wszystkich trzech obeszła od tyłu i trzasła im a oni wszyscy zaczęli krzyczeć.
B: Ktoś  chce żebym odjechał na zawał.- Siadł na krześle obok...
W: Ja - Uśmiechnęła się szeroko.
Ag: Widzę że Wiki jest odważniejsza niż my wszyscy razem wzięci....
W: Najwyraźniej. - Wystrzeżyła zęby.
P: My już pokażemy kto jest odważny.
B: Bądź przygotowana dziś po dyżurze.
W: Będę. - Uśmiechnęła się.
Ad: Bój się.
W: Boje, boję. - Pokręciła głową.
B: To dobrze.. - Powiedział swoim spokojnym tonem.

**************************************************

Wiktoria weszła do pokoju lekarskiego i zobaczyła płaczącą Klaudie.
W: Klaudia ? Co jest ???- Zapytała dziwnie litościwym tonem. Nigdy nie litowała się nad stażystkami. Miała coś z Falkowicza. On też nie litował się nad nowymi.
K: Ona nie żyje-Płakała i dusiła się łzami. - Przyjechała martwa na  moim dyżurze..
F: Umiera się nie po to by przestać żyć, lecz po to by żyć inaczej. - Do pokoju po papiery wszedł Falkowicz który usłyszał tylko słowa ,,martwa na moim dyżurze''.
K: Ale.. - Zaczęła płakać jeszcze bardziej.
W: Nie rycz. Przyzwyczaisz się. - Klaudia uspokoiła się trochę.
K: A jak nie .. - Znów zaczęła płakać i wyszła  znów na jej miejsce przyszedł Falkowicz.
W: Tobie też pacjent umarł ? - Zapytała opierając się wygodnie o kanapę.
F: Nie. Ale jeśli między nami wszystko wyjaśnione to. - Pocałował ją a do pokoju wpadł Ruud.
R: Co tu się do cholery dzieje ?- Powiedział patrząc na widok dwójki niegdyś  nienawidzących się osób.
W: Nic. - Powiedziała i wyszła. Wyszła z lekarskiego i ujrzała zamaskowanego Borysa
z pistoletem na wodę. - Borys.. - Wszyscy wyszli na korytarz a Wiktoria zamiast się bać dławiła się śmiechem. - To jest śmieszne a nie straszne. - Poklepała go po ramieniu.
F: O co tutaj chodzi ?
Ad: Bo chcemy wystraszyć Wiktorie.
F: Po co ?
Ad: Bo jest od  nas odważniejsza.
F: Adam. - Pokręcił głową a Adam obrażony wyszedł. - Dzieci... - Pomyślał po czym oparł się o biurko i zamyślił się.
W: Ale się pan słodko smuci. - Powiedziała przechodząc obok gabinetu.
F: Ja się nie smucę.Ja dumam.
W: Aha. - Zaśmiała się i poszła dalej.

Okey kochani. Oto kolejna część wiem że jest nudna ale nie mam pomysłów ani czasu. Kolejną postaram się zrobić dłuższą i ciekawszą.
Przepraszam i pozdrawiam
Oliwia 

środa, 16 lipca 2014

Opowiadanie cz.11

                                                        Cz.11
                                                   

                                            ~Wypuść mnie...!!! Będę krzyczeć!!!~

Od progu przywitał ją  Falkowicz. - Zapraszam za mną. -  Powiedział poważnie.
W: Yhm.  - Powiedziała a Andrzej pociągnął ją za rękę. Dociągnął ją do gabinetu nie zwracając uwagi na gapiów, będącymi pielęgniarkami i nowo przyjęci stażyści nie wiedzący że Falkowicz nie lubi takich zachowań a pamięć ma długą, bardzo długą. - Co jest? - Falkowicz zamknął drzwi na klucz.
F: Wiktoria ! Między mną a Kingą nic niema !!! Nie wiem czemu to powiedziała! Przyszła później z ojcem i powiedzieli że jak się z nią ożenię to...
W: Nie wierzę ! - Przerwała.- Ty się słyszysz ?! Daj mi spokój i wypuść mnie.
F: Nie wyjdziesz stąd dopóki mi nie uwierzysz. - Powiedział pewnie siadając na przeciwko.
W: Masz dowody? - Zapadła cisza po czym znów kontynuowała.-Andrzej..-Zaczęła spokojnie.-Między nami nic nie było, nie ma i nie będzie. Nie mieszaj i daj mi odejść.
F: Wiktorio, wybacz mi... - Andrzej założył jej kosmyk włosów za ucho.
W: Wypuść mnie...!!!  Będę krzyczeć !!!
F: Policja mi nic nie zrobi...
W: Ale ja  stad wyjdę. Mam półgodziny spóźnienia. - Nie udało się nerwami spróbuję spokojnie,pomyślała.
F: Powiedziałem że się dziś spóźnisz.
W: Uderzyło ci? Będę wrzeszczeć. - Powiedziała podeszła i zaczęła walić  je i jednocześnie szarpała za klamkę. Zrezygnowany Falkowicz chwycił ją od tyłu i przyciągnął do siebie. - Puść mnie!!!
F: Spokojnie. Uwierz mi proszę...
W: A jak ci uwierzę to mnie wypuścisz ?
F: Tak.
W: Wierzę ci ! 

W: O ja pierdole! - Obudziła się w pokoju lekarskim koło Falkowicza siedzącego obok i patrzącego na nią. - Coraz częściej o nim śnię. - Pomyślała. 

F: Widzę że pani o mnie śni... - Zamyślił się. - Pozytywnie czy negatywnie ? 
W: Z całą pewnością  negatywnie.
F: Trudno. Ale wie pani co... Ślicznie pani wygląda jak śpi...
W: Dzięki. -  Po czym wzięła stos dokumentów i usiadła za biurkiem. -Zostało  nam jeszcze jakieś półtora godziny a dokumentacji.- Pokazała stos papierów.
F: Damy rade.- Wziął połowę i zaczął ją wypełniać.  - Wiktoria ty uwierzyłaś Kindze ?
W: Tak. Nie chce o tym gadać.
F: Wiki...
W: Sny się spełniają? - Spojrzała na niego krzywo.
F: Nie jest to udowodnione...

W: Nie ważne, to jest dla mnie skończony temat. -Nie chciała wspominać tego co było. Jest to co jest. Będzie dobrze... Przecież nie zawsze  wszystko się musi kończyć się nienawiścią. Wystarczająco się już napłakała teraz już była spokojna. - Zmieńmy temat...
F: Umówisz się ze mną na kolacje?
W: Hm... nie wiem. Zależy kiedy ..?
F: Jutro o 12:00?
W: Na kolacje za wcześnie.
F: Eh... 23:00.
W: Za późno.
F: A...Aa...A może na 19:00 ??? - Zapytał nie dając odporu.
W: Nie bo leci wieczorynka. - Drażniła się z profesorem.
F: 20:00 ???- zapytał ponownie.
W: Dobrze ale nie juro. Za miesiąc. Chce sobie odpocząć od poprzednich wydarzeń.
F: Dobrze ale uwierz... - Chwyciła Andrzeja od tyłu i pocałowała namiętnie.
W: Wierze. - Wyszeptała. - A teraz wracamy do pracy.- Spojrzała surowo na Falkowicza.
F: Dobrze.- Powiedział zafascynowany smakiem ust cudownej pani doktor. 

Ad: Hej !!!!!! - Do pokoju wpadł wesoły Adam z podbitym okiem. 
W: Co zrobiłeś? - Zapytała znudzona.
Ad: Powiedziałem dziewczynie że jest kurwą.
W: Adam... - Pokręciła głową.
F: Pani reputacja pozwala mi sądzić że z pani uroków osobistych może korzystać każdy dobrze usytuowany  dżentelmen.
Ad: Weź mi to na kartkę zapisz. - Podał Andrzejowi kartkę i długopis.
F: Adam! ty nie umiesz pisać ?!
Ad: Umiem ale... Nie che mi się.
F: To niech ci się zachce ! .
Ad: Ale mi się nie chce chcieć.
F: To niech ci się zacznie chcieć. - W końcu Wiki chwyciła długopis i kartkę natychmiast zapisując słowa Andrzeja.
Ad: Dzięki. - Chwycił kartkę i włożył do kieszeni. - Aha...- Powiedział wracając do Wiktorii.- Zszyjesz. - Pokazał Wiktorii rozwaloną rękę potrzebującą co najmniej 4 szwów.
W: Chodź . - Wzięła Adama i poszli na izbę, dyżurowała tam Nina.
N: Ale ja mam dyżur.- Jęczała Nina a Wiktoria ignorując ją zaczęła szyć Adama, bynajmniej chciała.
Ad: Tylko ostrożnie, proszę... - Błagał Wiktorię.
W: Dobrze. Zamknij piękne oczka i daj mi w końcu tą rękę. - Adam wyciągnął w końcu tą rękę.
Ad: Boli !!! - Jęczał Adam.- Przerwa...
W: Ok. - Zgodziła się na przerwę w między czasie pobiegła po cukierki.
Ad: Cukierki. Będę grzeczny. - Dał rękę  a Wiki szybko i zwinie ją zaszyła następnie podała Adamowi cukierki. 


A więc komentujcie. Wyrażajcie swoje opinię. A już niebawem pojawi się kolejna część. (Niebawem-czytaj: 28 lipca 2014 roku :P)   


czwartek, 10 lipca 2014

Opowiadanie cz.10

                                                                      Cz.10
                                                       
~ Błąd po pijanemu-Zakład ~


Weszła  do hotelu po ciuchu. Nie chcąc nikogo budzić.  Nikogo także nie poinformowała kiedy przyjedzie. Niestety Adam był w salonie.
Ad: Wiki... Heja! Paczysz meczyk? Mam piwko! -Zawołał Adam a Wiki postanowiła trochę wyluzować i zobaczyć mecz. Polska/Hiszpania.
W: Idę, idę. - Powiedziała siadając obok Adama.- 0:1 !!! Mówiłam że Hiszpania wygra!!!
Ad: Ale nie..! Był karny..- Bronił Polski Adam.- Żółta!- Krzyczał Adam mając na myśli żółtą kartkę.
W:  Nie żółta! Jaki karny ?! Jaka żółta ?! - Krzyczała Wiktoria po trzecim piwie.
Ad: Ja.... Przecież to .... Jak ....?.. Ten bramkarz !!!... Nie.... !!!
W: Mogę się założyć że Hiszpania wygra !!! - Kibicowała coraz głośniej Wiktoria.
Ad: To zakład!!!! - Przekrzykiwał Wiktorię Adam. - Jak przegrasz to mnie pocałujesz i chce mieć z tym zdjęcie! A jak przegrasz to dam coś więcej. - Wymyślił Adam.
W: Zakład! - Odpowiedziała Wiktoria. Nie była jeszcze świadoma tego co zrobiła.
Ag: Co się dzieje?-Zapytała Agata która miała 24 godzinny dyżur i spała tylko 3 godziny.
W: Ja już idę.-Powiedziała kiwając się trochę Wiktoria.
Ad: See.... Siedź ! Trzeba zobaczyć wyniki! ! ! -Protestował Adam.

***************** 9:30*** Początek dyżuru Wiktorii, Falkowicza i Adama********

Dziś z  nie wiadomych  przyczyn pokój lekarski był pełny. Wykorzystując tą okazję (Wygrała Polska) Adam wszedł z Aparatem do lekarskiego. - Uwaga.- Rzekł Adam.- Wygrałem zakład.-Consalida z bordowiała.-Oczekuje namiętnego pocałunku od Consalidy z uwiecznieniem tego na zdjęciu.
W: NIE !!! - Powiedziała Wiktoria. - Nigdy! - Adam przyciągnął ją do siebie a Falkowicz opar się o biurko udając że go to nie interesuje lecz w duszy modlił się że do tego nigdy nie dojdzie. Że jakiś nie widzialny duch, siła powstrzyma Adama przed tą głupotą. Wiktoria wygięła się do tyłu jak mogła ale Adam przysunął się. - Adam! -Szarpała się Consalida. - Proszę daj spokój !!! To był przypadek! Adam!
Ad: Cicho... - W końcu Wiktoria mu się wyrwała i poszła za kanapę.- No nie uciekaj.
W: Adam ! - Wszyscy zaczęli się śmiać łącznie z Wiktorią. Tylko Falkowicz udawał rozbawienie.
Ad: W policzek ! ! !- Negocjował Adam. Wiki pokręciła głową.
Po długich uciekaniach Wiki zgodziła ,,pocałować'' Adam w policzek (czytaj: Dotknąć ustami Adama w policzek). Falkowicz udawał obojętnego lecz był wściekły.

**************** Godzinę później **********
A: Chłopiec około 11 lat zemdlał na ćwiczeniach. Trener mówił że to nie było jego pierwszy raz. - Opowiadała pani Anna Wiktorii o przypadku Marcina. Consalida podeszła do łózka chłopca.
W: Hej. -Powiedziała Wiktoria do Marcina- Powiedz jak się czujesz?-Zapytała Wiktoria.
M: Słabo. - Powiedział chłopiec próbując się podnieś lecz upadł na łóżko.
W: O Adam ! - Zawołała kobieta Adama.
Ad: Jeszcze ci mało ? - Wiki pokręciła głową.
W:Marcin ściś Adama za rękę najmocniej jak potrafisz. -Marcin ściskając Adama a pochwali stracił przytomność - I co ?
Ad: Słabo a co ?
W: Idź po Andrzeja.-Powiedziała Wiktoria. - Marcin!- Chwilę później szli już szpitalnym korytarzem. (Szli czyli Wiki Falko i Marcin). Obeszli szpital i odprowadzili Marcina. -Zanik mięśni ?
F: Tak- Opowiedział krótko. - Możemy porozmawiać?
W: Nie- Opowiedziała z niechęcią wspominając byłą profesora. Profesor chciał coś powiedzieć ale minęła go i poszła na dobrą kawę do lekarskiego. Falkowicz stanął  w bezruchu zastanawiając się nad tym ślubem z Walczyk. W zasadzie nie musiałby z nią mieszkać było by to tylko na papierku ale znów jakby Wiki coś się odmieniło... - Poczekam miesiąc- Powiedział  czekając na cud ze strony Wiktorii. - Żyje się raz.-Pomyślał i poszedł do lekarskiego. Zastał tam Wiktorię z jakimś dziwnym facetem. Nie wyglądała na zadowoloną.
W: Nie oddam ci Blanki! - Krzyczała Wiktoria do ojca Blanki.
O: Nie masz wyboru ! ! ! Jutro radzę ci się sprawić na rozprawę  !
W:  Co?! Jaką rozprawę ?! Zjawiasz się po 12 latach i co?!
F: Ciszej co się dzieje ...?
W: Jeszcze ciebie brakowało... Wynoś się z stąd ! Bo wezwę ochronę ! ! ! -Zaczęła wrzeszczeć do ,,ojca''.  F: Ostro... - Powiedział Falkowicz siadając na kanapie.
O: Wezwij. !!!  - Wrzeszczał Dalej.
F: Proszę wyjść . - Odezwał się wreszcie.
O: Nowy tatuś ! Który 9 ??
W: 11 !!!! -  Przerwała mu wreszcie. Po czym przyszła ochrona Wiki bez słowa wyszła za nimi i poszła do Trettera błagać o wolne .
T: Co Cię sprowadza ? - Zapytał Tretter. - Słyszałem o tym przykrym incydencie...
W: Tak.. Chciała bym dziś  odpocząć a  jutro przyjdę te 3 godziny wcześniej... Proszę....
T: Dobrze.

A więc tak... Część jest krótka, bardzo krótka. Ale nie miałam pomysłu :( przynajmniej się wyrobiłam :) Kolejna część 17.07.2014 :) Mam pomysł ... Część będzie pt. ,,Wypuść mnie..!!! Będę krzyczeć!!!''
A więc komentujcie :) 

piątek, 4 lipca 2014

Opowiadanie cz.9

                                                                      Cz. 9
                                                         ~Bohdan i Cezaria.~

W Hiszpanii była już tydzień. Pierwsze dwa dni płakała. W trzeci i czwarty dzień odwiedzała starych znajomych. Piąty siedziała na fotelu rozmawiając przez Skype z Agatą. Szósty dzień gdy wspomnienia bólu i rozpaczy z powodu żałosnego tchórzostwa Falkowicza zamazywały się zadzwonił i dzięki temu telefonowi dzień ten i następny zakończyła płacząc. Dziś miało się wszytko zmienić. Wstała o 9:00. Zrobiła maseczkę i poszła się ogarnąć. O 11:00 była gotowa. Nie wiedziała do kąt iść więc poszła na plaże w Loret De Mar.
Położyła się na piasku i zasnęła.
-To prawda, uwierz ! Ja jej tam nie wysłałem... Proszę. - Klęczał przed Wiktorią która parsknęła śmiechem i poszła dalej. On usiadł na krześle myśląc  nad czymś. Kolejno na swojej drodze spotkała Przemka. Także klęczał mówił coś że zniszczyła wszystko przez małą sprzeczkę o Blankę. Później był Tomasz mówił coś mądrego po swojemu, później Piotr. I na końcu zobaczyła  Falkowicza leżącego w trumnie. 
W: Cholera. - Obudziła się cała czerwona od słońca - Ja go jednak kocham... -Powiedziała sama do siebie.
Wstała zrobiła kółko wokół swojej osi.- Nie dam się...Nigdy.- Znów się położyła rozkoszując się pysznym smakiem drinka od nieznajomego adoratora. Ciepło ogrzewało jej ciało... Nagle słońce zaszło. Bynajmniej tak jej się wydawało otworzyła oczy i zobaczyła starego znajomego który najprawdopodobniej przyjechał do Hiszpanii. na wakacje lub po prostu na weekend. - Bohdan?
B: No jase - Bohdan nie pochodził z Polski był z Słowacji i bardzo często przekręcał wyrazy.- A ty nie w Polsce, w szpitalu...?
W:  Długa historia.. Nie chce o tym gadać. A co u ciebie ? - Przysiadł się koło Wiktorii.
B: Bardzo dobrze. Poznałem piękną śliczną panią weterynarz. Ma na imię Cezaria. Zna trzy języki, Polski, Niemiecki i łaciński. Ma piękne długie czarne włosy. Niebieskie oczy. Kocha zwierzęta. Ale teraz odpowiedz co się stało. Szczerze.. Wiki... Po...Powiedz.
W: Nic . Naprawdę . Przyjechałam odpocząć. A kiedy będę miała możliwość poznać Cezarię?
B: Wpadniemy dziś wieczorem do ciebie? Będziesz?
W: Tak. - Powiedziała zastanawiając się czy dobrze zrobiła bo jak Bohdan się z ponorowi to będzie codziennie.
                     ********************U Falkowicza*********************
Siedział w gabinecie uzupełniając papierki, zazwyczaj wpychał je stażystką ale teraz chciał utonąć w pracy by zapomnieć o tym jak postąpiła Kinga wobec Wiktorii. A za to był odpowiedzialny on. Nagle zobaczył na wyświetlaczu telefonu napis ,,Kinga Smalczyk.'' miało być napisane ,,Walczyk'' ale niestety nie za bardzo umiał edytować kontakty. - Falkowicz słucham.- Powiedział od nie chcenia.
K: To co kochanie żenimy się?-Powiedziała pięknym przesłodkim głosikiem.
F: Niech się zastanowię... Nie !- Powiedział i rozłączył się-  Różowy blond nic mi nie zrobi...- Powtarzał sobie nalewając whisky - Whisky moja żono.- Nucił pod nosem. - Tyś  jedyną z dam.-Po kilku (nastu) szklankach zaczął mylić słowa piosenki.- Moja... Żono... Damo.... Whisky... Kocham... Whisky..
Wszystko się kręci...- Jęczał. Po czym zwlekł się z czarnego fotela i położył na czerwonym skażanym fotelu. ^ 4 godziny później ^
 F: Cholera.- Rzadko przeklinał ale teraz nie potrafił wymienić tego słowa. Wszystko mu się zawaliło. Stracił Wiktorię która była dla niego przez ostatni miesiąc wszystkim. Dom i pieniądze i sława i wszystko inne nie liczyło się tak jak ona. Bo dom i pieniądze i sława i inne ,,głupoty'' jakimi je nazywał były do nabycia. A taka kobieta jak Wiktoria to cud. Pociągająca, szczera, piękna, z klasą, pewna siebie... Wymieniać by tak długo. Była rzadkością. Ideałem, chodzącym ideałem.-Ahhh...- Próbował wstać lecz świat mu zawirował i upadł z powrotem na fotel. Z próbował jeszcze raz... Upadł... Jeszcze raz... Upadł.- Tak.- Tym razem mu się udało.
Wygładził rękoma garnitur i wyszedł pewnym siebie a za razem chwiejnym krokiem i poszedł do przodu.
Kl: Panie profesorze bo mogę iść już? Jeszcze 10 minut dyżuru... Nic się nie dzieje...?
F: Pani Klaudio ! Proszę się nie wygłupiać. A jak nie wiem... Ma pani tu siedzieć i tyle.-Po słowach ,,a jak..'' strasznie rozbolała go noga. Usiadł na krześle jak zawsze i udawał że nic się nie dzieje. Znów Klaudia z s s pościła  głowę i poszła do lekarskiego oglądać jak przesuwają się wskazówki w zegarze.
Dziś  pogoda była deszczowa i więc  humor Falkowicza nie był popsuty w 100 % tylko w 99%.
Ad: Pomóc? - Zapytał ciepło Adaś z dziwnym uśmieszkiem.
F: Mógłbyś? - Zapytał poważnie.
Ad:Nie  . - Powiedział i udał że odchodzi ale zaraz się wrócił i pomógł Falkowiczowi.
                          ********* U Wiki. ****************
B: Wiki hej !- Wszedł bez pukania do mieszkania.- Wiki to jest właśnie Cezaria.
C: Hej. - Podała rękę Wiktorii, uścisnęły delikatnie dłonie.
B: Idziemy może na miasto? - Zapytał Bohdan
W: Dobra. - Powiedziała u brała szpilki i poszli.
                                         ^^^^ 1 godzinę później^^^^
Wiki, Bohdan i Cezaria siedzieli przy fontannie sącząc białe winko. Woda z fontanny chlapała ich delikatnie.
B: Wiktoria a co tam u Przemka? - Zapytał Bohdan.
W: A nic nadzwyczajnego ma dziecko, i dziewczynę. Zuzę.
B: No to ma rodzinkę...
W: Nie do końca, zostawił matkę dziecka , Olkę i ma teraz Zu.
B: Kiedy masz samolot?
W: Już jutro . - Powiedział smutna myśląc że znów wróci do szpitala i że znów będzie musiała znosić Falkowicza. .
C: Nie...nie wyglądasz na zadowoloną.
W: No nie jestem.. -  Powiedziała wzruszając ramionami.
C: Facet. - Zapytała domyślając się o co chodzi.
W: Oj tak. . .

Krótka ale jest :) Komentujcie. Jest dziś :) Nie dałam wczoraj a pisałam do 1:00. Nie miałam i nie mam pomysłów :(.
Pozdrawiam :)