Cz.25
~Agata, spokojnie...Z dzieckiem wszystko w porządku.~
2 tygodnie później.
- Agata ! -Zaczęła krzyczeć Wiktoria jak tylko zobaczyła Agatę wywożoną z sali operacyjną zastygła. -Sukinsyn za wszystko zapłaci.-Pomyślała i oparła się o mur.
-Wiki, wszystko dobrze? - Zapytał z troską Falkowicz.
-Nic nie jest dobrze... -Rozpłakała się po czym osunęła po ścianie. - Andrzej...Wybaczysz mi?
-Wiki co mam ci wybaczyć?
-Proszę...-Płakała.
-Co się z tobą do jasnej cholery dzieje?! Powiedz mi nie płacz.
-Na razie nic...Powiem ci wieczorem.
-Mów. Wiki mów. Proszę mów.
-Nie. Wieczorem. proszę..
-Rozumiem. - Kiwnął głową.- Przez dwa tygodnie bóg wie gdzie myślami byłaś.
-Andrzej ! Agata zniknęła ! Widzę ją pierwszy raz od dwóch tygodni ! Mogłabym z nią iść...
-Ale nie poszłaś! Uspokój się !!! - Wyrwała rękę z dłoni profesora i pobiegła szukać sali z Woźnicką.
-Agata...-Rozpłakała się gdy zobaczyła zaszklone oczy Woźnickiej.-Przepraszam.
-Ja przepraszam...Nie słuchałam cie...
-Bo nic nie mówiłam, Aga...-Usiadła przy szpitalnym łóżku.
-Mówiłaś...On miał pistolet-Wybuchła jeszcze większym płaczem.
-Nie płacz. Agata, jesteś teraz, tutaj ze mną.-Chwyciła Woźnicką za rękę.
-Przepraszam-Na sale weszła Hana Goldberg. -Nie płacz, spokojnie...Agata, spokojnie...Z dzieckiem wszystko w porządku.
-Z dzieckiem?! Hana, to nie możliwe...
-Czy ty zostałaś...
-Tak.-Odpowiedziała dławiąc się płaczem.-Ale nie chce zamieszania, ja zostawię to dziecko, jest moje. Ale proszę zostawicie mnie samą, samą z Wiki.-Wszyscy oprócz Wiki wyszli z sali.
-Dobrze, zrobiłaś-Uśmiechnęła się przez łzy.
-Wiem ale boję się. On się zemści...Wróci.
-Ci...Nie myśl o tym, śpij. - Pogłaskała Woźnicką po głowie.
-Wiki...Mogłabyś zawołać Marka?
-Zadzwonię po niego.
-Nie pracuje iż tu?!
-Załamał się jak zaginęłaś, z resztą ja też.
-Wiki... Zadzwoń. - Wiki uśmiechnęła się i wyszła z sali zadzwonić po Marka.
- Marek?- Zapytała gdy tylko Marek odebrał telefon.
-Co chcesz? - Jęknął znudzony życiem.
-Agata...
-Co Agata?! - Przerwał jej.
-No wróciła, jest w szpitalu, che cie zobaczyć.
-Jadę. -Zerwał się. -Na jakiej sali?
- Ginekologi.
-Jest w ciąży?!
-Została zgwałcona, ale proszę spokojnie...Marek!!!- Mężczyzna rozłączył się.
***************************************************************
Weszła z Falkowiczem pod ramie do lekarskiego. Na kanapie leżał rozciągnięty Borys a obok niego na biurku kartka z kolorowym napisem ,, Borys JaJestemKubek'' Falkowicz chwycił kartkę i oniemiał na kartce był wiersz Słowackiego :
,,Dusza się moja zamyśla głęboko,
Czuje, że tu jak słońcu zajść potrzeba,
A innym ludziom zabłysnąć na oko...
Jakiego kraju i jakiego nieba
Światło - powita mię w progu żywota?
Nie wiem - lecz rad bym żył z polskiego chleba...
Bądżże mi lepsza, o młodości złota,
Niż ta... która mi tutaj się skończyła,
Strzegącemu się szlachetnością - błota.
Bądżże mi blisko... o matczyna - miła
Duszo!... abym mógł znów ukochać ciebie,
Nie wiedząc - żeś mię tutaj raz - rodziła.
B. J.J.K ''
- On to...? - Zdziwił się.
- Pewnie kopiuj/wklej. Tylko jak to znalazł...
-Good Morning. - Rozciągnął się Borys.
- Ty znasz Słowackiego?- Zaczęła Consalida odkładając kartkę na biurku.
- Y... Nie znam... Bo przecież Słowacki powrócił do Polski jako zwłoki, a jego prochy spoczęły w Krakowie na Wawelu obok trupa Mickiewicza.
-I czar prysnął. Idziemy??? - Zapytała całując mężczyznę w policzek.
-Yhm. - Wziął teczkę i ruszył do przodu.
- Stop!!! - zasłonił wejście pijany Adam. - Która z pań... Umówi się ze mną na wieczór i noc?!
-Adam !!! Miałeś nie pić!!! - Wściekł się Falkowicz.
- Ta ?! A Soplica pił po nocach całymi dniami !!!
-Koniec. - Chwycił Krajewskiego za kołnierz i pociągnął go do wyjścia gdzie Adam dostał w pysk. - Rozumiesz?!
-Tak albowiem mówiąc tak myślę nie...
- Dzieci...-pokręcił głową, wziął Consalidę pod rękę i ruszyli w stronę hotelu.
- Andrzej...-Wyjęczała jak tylko zobaczyła Radka* z bronią w ręce.
-Hej. - Podszedł do Wiki i spróbował ją przyciągnąć lecz Falkowicz zasłonił ją swoim ciałem a płacząca Wiktoria została od tyłu chwycona przez Mateusza*. - Tak czy inaczej, liczę na ciszę.
- Liczyć to ty sobie możesz.- Rzucił się na niego Marek który własnie wbiegł na teren Leśnej Góry w odwiedziny do Agaty. - Świnio! Moją kobietę! - Zaczął okładać go pięściami po czym padł szczał... Wyciągnął pistolet i wystrzelił, precyzyjny jak zawsze, trafił by powstrzymać osobę która namieszała sporo w życiu niektórych osób.
zła jestem co nie? Znów w takim momencie... A więc teraz zagadka... Do kogo wystrzelił i kto? Jakich osób??? Zgadywać :* ;*
Kofam :*
Oliwia :*
ja myśle że strzał był do falkowicza i marka czekam na next szybki
OdpowiedzUsuńMoże...? Może tak...? Może nie...? :)
UsuńNie no, świetne! Jak zwykle w takim momencie...
OdpowiedzUsuńSuper Ci wychodzi opowiadanie. Czekam niecierpliwie na nexta i życzę dużo weny.
PS: Zapraszam do siebie na świętowanie i nexta :)
Dzięki :*
UsuńOczywiście już idę zobaczyć :)