Consalida nieustannie sprawdzała telefon w nadziei, że Falkowicz zmieni postępowanie i skruszony stwierdzi, iż zdał sobie sprawę że nie może bez niej żyć, że to ona jest kobietą, którą pokochał a nie jakaś tam dziwka o ładnej twarzy i talii osy.
Nic z tego grobowa cisza.
Miała nadzieje, że na jego elegancką wille spadnie meteoryt, który obróci w pył wszystkie jego drogie rzeczy.
Trzeciego dnia od powrotu do hotelu rezydentów oraz powrotu do pracy, zebrała w sobie dość siły aby wygrzebać się z pieleszy i zajrzeć do lustra.- Wyglądam okropnie...-Wskoczyła więc pod prysznic i przez dłuższy czas rozpaczliwie usiłowała zmyć z siebie cały smutek. Miała nadzieje że strumień wody zdoła spłukać wszystkie posępne myśli, rozczarowanie i wszechogarniające cierpienie.
Gdy wyszła z kabiny, jej wzrok padł na białą wagę znajdującą się pod umywalką-odwiecznego wroga. W akcie rozpaczy, kiedy chciała poddać się bólowi aż do granic wytrzymałości, zdecydowała się na użycie tego diabelskiego narzędzia, ponieważ była to świetna praktyka masochistyczna.
Weszła na wagę niczym skazaniec na szubienicę i...niespodzianka! Zrzuciła kilogram! Na jej ustach pojawił się uśmiech -w końcu jakaś dobra wiadomość. Wystarczyły trzy dni łez i głodówki, przerywane ciasteczkiem, aby schudnąć cały kilogram. To był aspekt miłosnych cierpień, którego nie wzięła pod uwagę.
Ponownie przejrzała się w lustrze, podkrążone i opuchnięte od łez oczy, poszarzała skóra, smutny wzrok. Nie jest łatwo zapomnieć i zacząć wszystko od nowa, ale mogło się udać. -Koniec z udawaniem silnej kobiety... Nadszedł czas żeby się nią stać.
Wskoczyła w szlafrok z łazienki i podbiegła do pokoju.
-Musisz znów zacząć żyć, wychodzić, poznawać nowych ludzi.-Powtarzała Woźnicka chodź jeszcze kilka dni temu to ona była pocieszana, liczyła ona że prędzej czy później Consalida zdecyduje się na walkę ze skutkami choroby zwanej złamanym sercem.
Kolejny tydzień Consalida wypełniała tylko papiery. Poza tym wysprzątała cały hotel rezydentów, odbyła liczne wyprawy do supermarketu, w celu zakupienia niezbędnych środków czystości, następnie wybrała się do Ikei aby zdobyć brakujące elementy wyposażenia domu, bez których nie można funkcjonować (Świeczki o zapachu wanilii, biało-czarne zdjęcie Coco Chanel, kolorowy pocieszający, wręcz przesłodki obrazek na ścianę, kieliszki do wina). Ponadto spędzała długie wieczory spędzała długie wieczory w towarzystwie Agaty, która do białego rana wysłuchiwała moich żalów.
W łazience, w pobliżu pudełka, w którym trzymała biżuterie, zawiesiła wspomniane wcześniej zdjęcie Coco Chanel i raz na jakiś czas zerkała na nią w nadziei że udzieli jej wskazówek. Ona jednak, w swoim fantastycznym, nieodłącznym kapelusiku na głowie postanowiła, przyglądać mi się w milczeniu.
Wyszukiwała sobie zajęcia żeby tylko o nim nie myśleć; unikała go.
-Chciałabym ci jakoś pomóc. Mam wrażenie że zaczynasz popadać w obsesję.-Powiedziała Woźnicka zatroskana.
-Kiedyś, kiedy moje serce było jeszcze w jednym kawałku i funkcjonowało jak trzeba, aby dojść z punktu A do punktu B, wybierałam najkrótszą trasę, w linii prostej. Docierałam do celu bez problemu, idąc krokiem pewnym. Od kiedy mnie wykorzystał...-Zająknęła się.- Chodzę zygzakiem, omijam wszystkie drogi w których mogłabym go spotkać.
-Nie jestem w stanie patrzeć jak się męczysz...
- Tylko jedna myśl trzyma mnie przy życiu: że <Falkowicz> wyhoduje brzuch piwny, wyłysieje i nie będzie mógł mieć dzieci.
-No cóż to zawsze coś.-Wzruszyła ramionami.-Ale i tak mało...
-Ale jeśli on nie wyhoduje piwnego brzucha itp. to błagam cie boże o meteoryt.-dodała w myślach Consalida. -Uważam siebie za osobę dość racjonalną. -Zaczęła, znów po chwili milczenia.-Wierzę w przesądy, tak na wszelki wypadek... jak by się sprawdzały...-Zająknęła się.-Obchodzę się ostrożnie z lustrami, nie przechodzę pod drabiną, odpukuje w niemalowane a przede wszystkim unikam czarnych kotów.
-Wiki! Przecież nie pieprz głupio! Zobacz: Z lustrami ostrożnie obchodzi się każdy! To logiczne, drabina może się przewrócić i masz uczelnie na sierść... A nawet ja odpukuje w nie malowane.
-Nawet ty? Agata jeszcze tydzień temu byłaś u wróżki!
-Tydzień temu. -Napomniała ją.
-Wczoraj wieczorem dzwoniłaś do wróżbity Macieja.A teraz mi wypominasz uczulenia i mówisz że przesądy się nie spełniają? Przecież ktoś musiał to wymyślić...
-Wiki, zdaje sobie sprawę że te przesądy, że te wszystkie nawyki, tak jak i czytanie horoskopu, który i ja czytam a w zasadzie nie wierze, nie mają żadnego sensu. Ale podświadomie jestem, ty też, przekonana, że nawet jak coś takiego jak pech nie istnieje, lepiej mieć się na baczności.
-Może i masz rację. A teraz do szpitala. -Powiedziała entuzjastycznie Consalida, mając nadzieje że Falkowicz dziś nie pracuje albo skruszony będzie ją przepraszał.
Powracam do żywych :* Jaki humor takie opowiadanie, liczę na komentarze.
Wyborne opowiadanie. Takie smutne i hiobowe. Moje wzruszenie było coraz silniejsze, kiedy czytałam kolejne zdania. Bardzo piękne, jak reszta. Nie mogę się doczekać kolejnej części i liczę, że Falkowicz przeprosi Wiktorię.
OdpowiedzUsuńP.S: Zapraszam do siebie:
https://www.facebook.com/pages/Zupe%C5%82nie-inne-opowiadania-o-Na-dobre-i-na-z%C5%82e/1554666344795605
/ Zupełnie inne opowiadania o Na dobre i na złe
Dziękuje :) Stronkę śledzę już od dawna :*
Usuń