Tej nocy nie zmrużyła oka. Myślała o tym jak się wygłupiła, o samotności, o uczuciu porażki.-Nie zdołałam się nawet zemścić...-Wpatrując się w zielone światło budzika,który powoli odmierzał nie przespane godziny, rozmyślała o miłości.
Miłość jest dziwna. Niekiedy wydaje się czymś niebywale trudnym, a potem okazuje się że to jest jedno z podstawowych uczuć. Prawie zawsze zaskakuje się gdy najmniej się tego spodziewasz- niczym kwiat wyrastający po środku pola. Niespodziewanie zakochujemy się i szczęście przychodzi do nas znienacka. Jest to intymne uczucie, które rośnie w nas w zaskakującym tempie, przechodzi przez różne fazy intensywności. Czasami zdarza się cud i miłość jest odwzajemniona... *
-Pora wstawać! Poranek zawitał! Dzień z taką pogodą...Marzenie!-Do ciemnego pokoju Consalidy weszła Woźnicka, odsłaniając rolety, na co Consalida zareagowała zakrywając głowę poduszką.-Zachowujesz się jak Barnabas Collins.** -Zdjęła Wiktorii poduszkę z głowy.-Masz dziś wolne i ja też, więc pomyślałam że małe, duże zakupy dobrze nam zrobią, co ty na to?
-A właściwie...Czemu nie? Daj mi 15 minut zaraz do Ciebie zejdę.-Powiedziała po czym uśmiechnęła się ironicznie.
-A jeśli nie to się tu wrócę. - Żółciała Wiktorii poduszkę.
-Ok. -Powiedziała po czym znów wróciła pod kołdrę, po upływie 3 minut zdecydowała że zakupy to jednak dobry pomysł, wyszła z pod kołdry, po czym otworzyła szafę która zaczęła świecić pustkami. -Zakupy to nie dobry, lecz bardzo dobry pomysł. -Uśmiechnęła się do siebie.-Koniec z dołowaniem się. Muszę uzupełnić swoją szafę.
-Wiki! Nie śpisz, prawda? -Usłyszała podekscytowany głos Woźnickiej.
-Nie śpię! -Ubrała niebieską obcisłą białą bluzkę, jeansy oraz najwyższe czarne szpilki jakie posiadała.-I... brakuje...-Ubrała czarną skórzaną kurtkę. -Idealnie...-Powiedziała do lusterka.
-No no... ! -Do pokoju wpadła Woźnicka. -Wypadało żebyś coś zjadła, schudłaś.
-Nie jestem głodna, mogłabyś przynieś moją kosmetyczkę.
- Do usług Mrs. Ideal
-Idź już idź ! -Zaśmiała się lecz gdy tylko Agata wyszła z pokoju poczuła pustkę, samotność.
Nałożyła delikatny makijaż, przede wszystkim maskującym podkrążone oczy, jak przed każdym wyjściem spryskała się perfumami Chanel N*5.
Przejrzała się z zadowoleniem w lustrze.-Możemy iść.-Włożyła na nos duże okulary przeciwsłoneczne, rozpuściła włosy, złapała torebkę od Michaela Korsa, najlepszą i najdroższą jaką kiedykolwiek miała i wyszła.
-Idziemy do Arkadii? -Starała się przerwać krępującą ciszę Woźnicka.
-Tak. Może zacznijmy od Intimissimi?
-Ok. Muszę sobie kupić bardzo czerwoną szminkę...
-Bardzo czerwoną....-Powtórzyła.-Nie lepiej pasowała by ci różowa?
-Nie o to chodzi. Przeczytałam w gazecie że czerwień na ustach dodaje odwagi, pewności siebie i na dodatek faceci na to lecą.
-To ja też sobie kupię. -Zaśmiała się Consalida.
-O boże! - Woźnicka zatrzymała się przy wielkiej wystawie zdjęć Marilyn Monroe.-Muszę ją mieć!-Wskazała na białą powiewną suknię wiszącą obok zdjęcia Monroe.-Będzie pasować do czerwonej szminki. - 500 złoty. Wiki tylko 500 zł! Idę ją kupić chodź.-Pociągnęła za sobą Wiktorię i 2 minuty później szczęśliwa Woźnicka oglądała się już za butami pasującymi i do sukni i do szminki.
-Agata przesadzasz z tą Monroe. -Jęczała Consalida na Woźnicką która od jakiegoś czasu szalała za Marilyn, kupowała jej zdjęcia, kupowała białe zwiewne sukienki, czerwone szminki.
-Ja? No może troszkę... Ale musisz przyznać że ty przesadzasz troszkę z Coco Chanel.
-No to obie przesadzamy.-Uśmiechnęła się czarująco. -Mała czarna... *** Muszę ją mieć!
* Cytat z książki: Aleja Chanel N*5
** Bohater amerykańskiego horroru komediowego ,, Mroczne Cienie '' wyreżyserowanego przez Tima Bartona w roli głównej z Johnnym Deppem.
*** Potoczne określenie krótkiej, nieskomplikowanej, sukienki w kolorze czarnym, spopularyzowanej w latach XX wieku przez projektantkę Coco Chanel.